czwartek, 4 sierpnia 2011

Śmierć mojego kochanego taty.

Kilkanaście lat temu w dniu mojej Komunii kiedy miałam 9 lat stało się coś strasznego. Była godzina 7.00 kiedy wstałam i zaczęłam się ubierać, czesać i malować. Nagle usłyszałam krzyki 'Dzwońcie  po karetkę!'. Bardzo się wtedy wystraszyłam, kiedy wyszłam z łazienki zauważyłam mojego tatę na dywanie, tak strasznie cierpiał czułam się bezradna.                      
Gdy szłam przez ołtarz, moje myśli były takie pogubione nic nie mogłam zrobić i nikt nie mógł mi zastąpić mojego jedynego tatę. W ten mój szczególny dzień każdy mnie wspierał ale nikt nie rozumiał jak się czuję. Następnego dnia byłam okropnie smuta. Gdy usłyszałam telefon serce przestało bić jakbym, już wiedziała co się stanie. Był to telefon ze szpitala z wiadomością, że...  mój tata nie żyje. Nie wiedziałam co robić, zaczęłam płakać. Było to tym bardziej straszne, bo nie pożegnałam się z nim, a Bóg tak wczas go zabrał.
Jednak najstraszniejszy był dzień, kiedy mieliśmy pochować mojego kochanego tatę. Łzy same leciały bez przerwy, smutek ogarniał całe ciało, myślałam o tych wszystkich chwilach które razem spędziliśmy.
I chodź teraz już mam 14 lat, nadal nie mogę się pogodzić z tym że Bóg zabrał mojego kochanego tatę.
Kocham cię tato i nigdy nie zapomnę o tobie. [*]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz